Zło i dobro rosną na tym samym polu.
Ks. Rafal Ziemann
Zło i dobro rosną na tym samym polu. Tę prawdę można odnieść zarówno do wspólnot, jak i pojedynczych ludzi. W Kościele tuż obok ludzi promieniujących świętością widzimy grzeszników, którzy drażnią, gorszą, a nawet bulwersują. Kiedy robimy przegląd swojego sumienia, widzimy także przemieszanie dobra i zła. Pisał św. Paweł: „Gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło” (Rz 7,21). Jezus uczy realizmu. Do końca świata zło będzie nawiedzać pola obsiane dobrym ziarnem. Zło atakuje i będzie atakować dobrych ludzi, dobre parafie, dobre wspólnoty, dobre inicjatywy. Mesjasz nie oczyścił świata ze zła. Ono jest wciąż silne, choć jego kres jest pewny.
Zauważmy moment działania nieprzyjaciela. Przyszedł w nocy, tuż po dobrym zasiewie. Czy to nie odpowiada naszemu doświadczeniu? Czy najgorsze pokusy nie przychodzą tuż po rekolekcjach, po udanej modlitwie czy zakończonym poście?
Perfidia działania nieprzyjaciela polega na tym, że sieje taki chwast, który jest bardzo podobny do zboża. W przypowieści mowa jest o gatunku trawy, zwanym życicą roczną. Wschodzi ona równocześnie z pszenicą i jest do niej tak podobna, że aż do pojawienia się kłosów trudno je rozróżnić. Pszenica i życica mają splątane korzenie, dlatego wyrwanie chwastu mogłoby spowodować zniszczenie zboża. Chwast, choć podobny do pszenicy, zawsze pozostaje chwastem. Zło, choć przemieszane z dobrem, jest zawsze złem. Chwast kiedyś zostanie wyrwany i zniszczony. Zło nie ma przyszłości. Tylko dobro ma przyszłość. Pszenica zostanie zebrana do spichrza. Granica między dobrem a złem jest czymś obiektywnym, tak samo jak różnica między chwastem a pszenicą. Trudność polega na tym, że my nie zawsze potrafimy dobrze rozeznać: gdzie jest chwast, a gdzie pszenica. Wiedzę pewną ma tylko Bóg. Dlatego Jezus zaleca cierpliwość i ostrożność w ocenianiu. Przestrzega przed rewolucyjną gorliwością, która domaga się natychmiastowego egzekwowania sprawiedliwości. Przypomina się tutaj ewangeliczna zasada: „Po owocach ich poznacie”.
Wobec tajemnicy zła działającego w świecie, w Kościele i w nas samych trzeba zachować realizm i nadzieję. Tak odczytuję sens Jezusowej przypowieści. Muszę liczyć się ze złem. Kościół nie jest wspólnotą ludzi idealnych, bez skazy. Nigdy nie był i nie będzie. I ja sam w tym Kościele jestem jako grzesznik, któremu okazano miłosierdzie. Byłem i jeszcze będę nieraz zaskoczony dorodnością chwastów na moim poletku. Liczenie się ze złem nie może jednak prowadzić ani do obojętności w stylu „i tak nic nie mogę”, ani do porywania się z motyką na słońce, że niby ja sam zrobię porządek (z sobą lub z innymi). Do Boga należy i sprawiedliwość, i miłosierdzie. W najwłaściwszych proporcjach. Ta nadzieja pomaga robić swoje. Pokornie i cierpliwie. A ta ewangelia jest zaiste słowem o Bożym Miłosierdziu.